Znów zacznę od pytania- bo może inaczej nie potrafię.. Ale czy nie macie czasami tak, że wiecie, że czegoś nie powinniście a i tak to robicie. Ba zapewne nie raz i nie dwa. W sumie to na bank każdy tak ma.. Ale nie każdy potrafi właśnie przez to znienawidzić siebie i swoje podejście do niektórych sytuacji.. Wtedy.. Wtedy rodzi się ból.. Pewien- właściwie kolejny już ból, który powoduje, że zastanawiamy się nad swoją normalnością. Czasami bywa tak duży, że po prostu nie możesz oddychać. To taki dziwny, swoisty, sprytny mechanizm..Myślę, że wielokrotnie przećwiczony przez naturę. Dusisz się, instynktownie ratujesz się i zapominasz na chwilę o tym dziwnym, właściwie całkowicie świadomym bólu.. Jednak wciąż boisz się nawrotu tego bezdechu mając wciąż tą jedną, jedyną świadomość.. A wszystko przez to, że pozwalasz swoim uczuciom robić co chcesz - niby się na to nie godzisz, niby chcesz zatrzymać, ale to nie możliwe - wtedy - cierpisz.
Mijają dni, Ty się przyglądasz, dalej nie potrafisz się wyłączyć mając tą pieprzoną świadomość - ' Dziewczyno, będziesz przez to cierpieć' Znów robisz to źle.. Znów sobie na to pozwalasz, a wiesz, że nie powinnaś.. lokujesz siebie, swoją osobowość, poczucie humoru i chęć do życia tam, gdzie nie powinnaś.. Znów jest to zły pierwiastek, który po odjęciu kilku dni w prostym równaniu zginie z kartki w Twoim zeszycie, ot tak. Ale najlepsze w tym wszystkim jest to, że to o czym myślisz, co czujesz, zabierzesz ze sobą do grobu, bo są to uczucia tak bliskie właśnie Tobie, że nikt inny nie może ich poznać- tym bardziej pierwiastek z tego niby banalnie prostego równania..